Do czego nas prowadzi postępująca atomizacja społeczeństwa?

spotkanie 7 kwietnia 2015

2898797929_cba7a61a21_o

 © CC BY-ND 2008 Hartwig HKD

Do czego nas prowadzi postępująca atomizacja społeczeństwa?

Żyjemy w świecie, który pędzi. Na naszych oczach dokonują się gwałtowne zmiany. Nowe metody komunikacji pozwalają nam nawiązać rozmowę z kimś znajdującym się na drugim końcu świata, jednak nieraz zdaje się, że jesteśmy bardzo odlegli od ludzi, którzy są blisko nas. Wystarczy codzienna obserwacja w autobusach: większość nastolatków ma założone słuchawki na uszy, bądź jest zajęta jakąś durną grą na swoim smartfonie. A obok może stać starsza pani o kulach… Ci, którzy spędzili dzieciństwo w świecie bez Internetu i telefonów komórkowych znają inny świat i są bardziej odporni na współczesne trendy (bądź po prostu za nimi nie nadążają). Pytanie brzmi: jeśli dziś większość nastolatków zachowuje się w taki sposób, jak społeczeństwo będzie wyglądało za lat 50? Czy czeka nas społeczeństwo ludzi zupełnie od siebie odseparowanych?

Termin atomizacja słyszała zapewne większość z nas. Jednak często nie zastanawiamy się nad znaczeniem słów, słusznie zatem została podjęta próba zdefiniowania tego pojęcia. Autor tematu zaznaczył, że chodzi o stopniowe rozluźnianie się więzi łączących ludzi, które są coraz bardziej powierzchowne, a my stajemy się sobie coraz bardziej obcy. Jednak termin ten obowiązuje również w nauce. Jednym z przykładów tego procesu jest gettoizacja – powstawanie zamkniętych osiedli mieszkaniowych, odgrodzonych od reszty miasta, z własnym systemem kamer, ochroną etc. Ponadto można zauważyć, że pewne grupy społeczne przestają się ze sobą komunikować – stąd można również mówić o atomizacji grup społecznych. Innym jeszcze przykładem atomizacji jest brak możliwości komunikacji międzypokoleniowej: 80-letni dziadek nie jest w stanie zrozumieć swojego wnuka grającego w Warcrafta.

Jednak samo występowanie tego zjawiska oraz zasadność używania tego terminu zostało poddane w wątpliwość. Po pierwsze warto zauważyć, że nowoczesne technologie, szczególnie Internet, stwarzają nowe możliwości poznawania ludzi, jest to zjawisko jak najbardziej pozytywne. Każdy z pewnością podałby przykłady tego jak Internet pomógł mu nawiązać nowe znajomości (ja np. dowiedziałem się o Sokrates Cafe w Internecie i dzięki temu mogę teraz raz na dwa tygodnie rozmawiać na poważne tematy – czy byłoby to tak łatwe w świecie bez Internetu?). Poza tym atomizacja kojarzy nam się z rozkładem społeczeństwa, a tego wcale nie widzimy, nasze relacje i sposoby kontaktowania się ze sobą są po prostu inne niż kiedyś. Podczas gdy dawniej mieliśmy do czynienia z ograniczoną grupą ludzi, dziś na ulicach czy w środkach komunikacji miejskiej stykamy się z setkami obcych. Naturalne jest więc, że nie nawiązujemy z nimi wszystkimi kontaktu, raczej próbujemy pozostać w swoim świecie. Zresztą, zawsze istniały jakieś inne sposoby „olewania” ludzi, nie zwracania uwagi na ich problemy, odseparowywania się, niż słuchawki na uszach. Do zagłuszania interakcji mógł służyć chociażby alkohol.

Atomizacja jest jednak zjawiskiem, które już występowało w dziejach ludzkości. Z reguły pojawiało się ono w wyniku różnych kataklizmów, np. katastrof naturalnych. Może być ono również narzędziem w rękach totalitarnej władzy, która wprowadza w społeczeństwo atmosferę podejrzliwości, co prowadzi do wzajemnego donosicielstwa; społeczeństwo zatomizowane łatwiej jest kontrolować. Można więc zadać pytanie, czy proces atomizacji, który odbywa się w wielu społeczeństwach Zachodu może być wykorzystany przez władze do wprowadzenia większej kontroli?

Dużo w naszej rozmowie poświęciliśmy uwagi Internetowi. Bardzo ciekawa była uwaga na temat tego, że komunikowanie się przez Internet odbywa się bardzo często bez obserwowania mimiki twarzy rozmówcy. Przez to ludzie mogą stopniowo zatracać umiejętność odczytywania znaczenia ludzkich min i gestów w „realu”. Można zapytać, czy takie kontakty są w ogóle realne – przecież komunikujemy się w sieci za pomocą znaków, a emocje zastępowane są przez tzw. emotikony, brakuje tu bardzo istotnej emocjonalnej warstwy wymiany myśli.

Nasze refleksje poszły w bardzo różnych kierunkach. Co jednak z próbą odpowiedzi na tytułowe pytanie? Warto zauważyć, że warunkiem zdrowia psychicznego jest posiadanie relacji z otaczającym nas środowiskiem – przyrodą i ludźmi. Kiedy więc te związki się rozluźniają prowadzi to do powstawania zaburzeń. Nie jest żadnym novum to, że coraz większy procent ludzi zapada w dzisiejszym świecie na różne choroby umysłowe, jakże powszechnym słowem opisującym współczesnych ludzi jest „neurotyczność” (którego znaczenie – w moim przekonaniu – coraz bardziej się rozmywa, jednak samo używanie go nie bierze się znikąd). Ciekawym zjawiskiem jest chociażby to, że coraz więcej ludzi traktuje swoich psychoterapeutów jako „przyjaciół za pieniądze” – zaspokajają tam swoje potrzeby wygadania się ze swoich problemów i doświadczenia empatii ze strony drugiego człowieka. To znaczy, że tym ludziom coraz trudniej nawiązać głębsze relacje, w których mogą znaleźć zrozumienie ze strony bliskiej osoby.

Jakkolwiek samo pojęcie atomizacji zostało poddane dyskusji, sądzę, że raczej niewielu ludzi będzie protestowało przeciwko stwierdzeniu, że mamy do czynienia z rewolucją komunikacyjną. Za sprawą Internetu, telefonów komórkowych, jak i nowoczesnych technologii (chociażby w dziedzinie transportu) w ogóle, nasze interakcje podlegają radykalnym  i gwałtownym zmianom, których skutków nie do końca jesteśmy w stanie przewidzieć. Doświadczamy na co dzień rzeczy zupełnie nowych w historii ludzkości (mowa o wspomnianych technologiach), co może budzić nasz niepokój. Tak jak kiedyś byliśmy mieszkańcami wioski czy mniejszego lub większego miasta dziś coraz bardziej zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy obywatelami globalnej wioski. Nasze poczucie odosobnienia może zatem wynikać z faktu, że jesteśmy cząstką olbrzymiej społeczności, jednostką wśród siedmiu miliardów innych, z którymi nie jesteśmy się w stanie utożsamić, stąd nieraz może się pojawiać uczucie osobności – atomizacji. Chociaż termin ten obowiązuje również w naukach społecznych, to kto wie – może właśnie stąd przyjął się on również w języku potocznym. Ludzie współcześni, doświadczani ogromem płynących zewsząd bodźców, nawet sobie tego nie uświadamiając, potrzebują być sami, odciąć się od tego na jakiś czas. Tak, ludzie potrzebują samotności. Kto wie, może jest to swego rodzaju strategia przetrwania,  przejścia przez ten gwałtowny skok w naszej kulturze, sposób adaptacji do jakże innego środowiska niż to w jakim żyli nasi przodkowie?

Trudno więc też podejmować się oceny obecnych kontaktów międzyludzkich, np. takiej że są one coraz bardziej powierzchowne. Są po prostu inne. Trudno zdobyć się na obiektywizm, gdy jesteśmy częścią tego procesu, który chcielibyśmy zrozumieć, zbadać. Wymianę refleksji na ten temat uważam za coś bardzo cennego, dzięki temu nasze odbieranie rzeczywistości – poprzez poznanie innych punktów widzenia – może stać się dużo bardziej wnikliwe. A uczestnicy dyskusji na pewno czują się po tej wymianie poglądów dużo mniej zatomizowani.

A.