Jak sobie radzić z nostalgią?

Spotkanie 28 czerwca 2016r.

nostalgy https://creativecommons.org/licenses/by-nc/2.0/  Marcelo Acosta

Na początku spotkania sformułowaliśmy roboczą definicję: nostalgia – to uczucie swego rodzaju tęsknoty – za jakimś zdarzeniem, chwilą, okresem w życiu, który przeminął bezpowrotnie. Istotą opisywanego stanu jest przeświadczenie, że już nigdy nie będziemy tak szczęśliwi jak wtedy. Jest to zatem bolesne i co więcej nawracające uczucie, które może sprawiać, że trudno nam być w życiu w pełni szczęśliwymi. Kolejnym krokiem w rozważaniach była próba odpowiedzi na pytanie dlaczego nawiedzają nas tego typu nostalgiczne wspomnienia. Za podstawową przyczynę uznaliśmy uczucie braku. Może to być nieraz ogólny brak satysfakcji z życia.

Żeby lepiej zobrazować to czym jest nostalgia zamieszczam link do piosenki Czesława Niemena pt. Coś co kocham najwięcej.

Doświadczenie nostalgii polega w dużej mierze na uczuciu dysonansu pomiędzy piękną przeszłością a mierną teraźniejszością. Najpierw człowiek przenosi się w swym umyśle w upragniony czas – odczuwa radość, śmiech, błogość, ekstazę tych dawnych chwil – co wywołuje w nas wrażenia jak najbardziej pozytywne (zresztą niektórzy uczestnicy spotkania polemizowali z tym, że trzeba sobie radzić z nostalgią, bo może ona być czymś wręcz przyjemnym), jednak później wracamy do chwili teraźniejszej, która jawi nam się jako smutna i szara w porównaniu z przywołanym wcześniej stanem. Jako przykłady okresów czy zdarzeń, które wywołują w nas tą specyficzną tęsknotę padły chociażby: dzieciństwo, pierwsza miłość czy pełna uczucia wolności podróż. Można zatem uogólnić, że nieraz to, za czym tęsknimy to stan beztroski, gdy nie odczuwaliśmy tak wielu ciężkich problemów codziennego życia.

Na spotkaniu pojawiły się zasadniczo dwie strategie radzenia sobie z nostalgią, które później były w różny sposób rozwijane. Pierwsza z nich opiera się przede wszystkim na obserwacji: nie powinniśmy zwalczać ani unikać tego uczucia, które do nas przychodzi, lecz raczej mu się „oddać”, wniknąć w nie bez wydawania sądów. To może przynieść nam głębsze zrozumienie przyczyn, a także wskazać to co możemy zmienić w swoim życiu.

Druga metoda polega na racjonalnej analizie omawianego stanu. Powinniśmy zatem dokonać swoistego rachunku – zobaczyć, czy rzeczywiście przywoływany we wspomnieniu czas przedstawia rzeczywistość cenniejszą niż ta nas otaczająca. Może się okazać, że niepotrzebnie cenimy tak to przeszłe przeżycie, bo wcale nie jest tego warte. Może się również okazać, że wtedy, gdy doświadczaliśmy tych pięknych chwil mniej je ceniliśmy niż później. Np. wspomniane dzieciństwo, które nieraz wydaje nam się takie piękne i beztroskie, wcale niekoniecznie takie było. Wtedy też mieliśmy problemy, które z perspektywy czasu zdają się błahe, lecz wtedy tak nie uważaliśmy. Główna wskazówka brzmi, że nie powinno się zanadto oddawać uczuciu nostalgii, gdyż jest to bezcelowe.

Obok tych rad przedstawiono również inne pomysły. Jednym z nich jest po prostu odwrócenie myśli poprzez zajęcie się czymś czy też, nawet, użycie substancji psychoaktywnej. Takie jednak postępowanie jawi się raczej jako ucieczka, nie zaś realne rozwiązanie problemu, który później może uderzyć z jeszcze większą siłą. Bardzo praktyczną wskazówką była z kolei uwaga, żeby starać się znaleźć sposób na realizację dawnych przeżyć w życiu teraźniejszym. Jako przykład była podana historia żony jednego z uczestników wspominającej z rozrzewnieniem przyjaźń, która rozpadła się z powodu jakiejś kłótni. Okazało się, że wystarczyło ją namówić do zadzwonienia do dawnej przyjaciółki, aby dawne piękne chwile wróciły. Należy jednak podkreślić, że nie zawsze jest możliwe przywrócenie dawnych przeżyć – nic nie jest nam w stanie przywrócić np. dziecięcej beztroski.

Co do pierwszej rady (obserwacja) sformułowano następującą uwagę, że należy uważać z owym przeżywaniem nostalgii, gdyż to uczucie może nas za bardzo pochłonąć. Z kolei zbyt szybka próba racjonalizacji wspomnienia, jest przejawem ucieczki od naszych własnych uczuć, ponadto nie pozwala ona na głębsze poznanie ogarniającego nas stanu, a zatem nie zdobędziemy nawet wystarczającego materiału do naszej analizy. Prawidłowym wyjściem jest zatem połączenie tych dwóch metod.

Na końcu jedna uczestniczka zwróciła uwagę, że niejednokrotnie trudno wyznaczyć granicę między obserwacją a chłodną analizą. Wymaga to rzeczywiście znalezienia złotego środka, co nie jest proste. Warto jednak podkreślić, że zbytnie „zanurzanie” się w nostalgię, może być wskazówką, że coś z naszym życiem jest nie tak. Możliwe, że powinniśmy z większą uwagą zastanowić się nad zmianami, jakie możemy wprowadzić. Przede wszystkim jednak należy nauczyć się odkrywać szczęście w tym zwykłym, codziennym życiu. Powinniśmy też zdać sobie sprawę, że życie nie jest wieczną beztroską, jego różnorodność polega na mieszaninie radości, smutków, przyjemności i bólu. Wszystko to tworzy pełnię życia, które nie może po prostu ograniczać się do pozbawionego zmartwień uczucia piękna. Często też tęsknimy za stanem, gdy byliśmy na niższym szczeblu rozwoju – dorosłe życie nie jest tak proste jak w wieku pięciu lat, warto więc szukać szczęścia w czymś innym niż za młodu.

A.

Co to znaczy nie istnieć?

Spotkanie 12.04.2016

5106965565_aa6e0af2d3_zhttps://creativecommons.org/licenses/by/2.0/ Sean MacEntee

Pytanie wzięło się ze zdziwienia, że niektórzy ludzie uważają coś za nieistniejące,  a inni za istniejące. Jak to jest możliwe?

Na początku pojawił się dość ładny argument zwolenników istnienia wszystkiego, co jest jakimś „cosiem” (wiem, że w naszym utrudniającym myślenie języku polskim powinno to brzmieć: „wszystkiego, co jest jakimś czymś”) .  Zatem:  jak niby  coś mogłoby nie istnieć, skoro jest cosiem. Coś to nie nic, tylko coś. Jeśli ktoś mówi, że „coś” nie istnieje, to  źle mówi, bo to o czym mówi wcale nie  jest cosiem, tylko niecosiem czyli niczym. Żadne coś nie jest niczym,  więc każde coś istnieje.

To brzmi jak naprawdę poważny argument. Nazwijmy to argumentem cosiobyciowym, czyli argumentem  wywodzącym istnienie czegoś tylko z tego, że o tym cosiu mówimy. Zdaje się, że rodzajem argumentu  cosiobyciowego jest tzw. dowód ontologiczny na istnienie boga. Brzmi on mniej więcej tak:  1) pojęcie boga to pojęcie bytu najdoskonalszego; 2)bytowi najdoskonalszemu nie może niczego brakować (bo wtedy nie byłby bytem najdoskonalszym) , 3) więc nie może mu brakować w szczególności istnienia, 4) zatem bóg istnieje.

Cóż, ten argument przekonuje tylko osoby wierzące w boga i to nie wszystkie. Jego przeciwnicy podnoszą, że pojęcie bytu najdoskonalszego jako takiego, któremu niczego pozytywnego nie brakuje, jest wewnętrznie sprzeczne. Byt mający wszystkie pozytywne określenia i to w stopniu najwyższym. musiałby być jednocześnie najwyższy, najbardziej kwadratowy i najokrąglejszy, najzieleńszy,   najprzeźroczystszy i najczarniejszy,  najbardziej kobiecy i najbardziej męski i najbardziej dziecinny i najbardziej zwierzęcy, najbardziej ziemski i najbardziej niebieski  itd. Po prostu nonsens. Chyba że pójdziemy za teologicznymi feministkami i będziemy mówili Pani/Pani/Ono Bóg.

Zatem można chyba odrzucić każdy argument ontologiczny (czyli wywodzenie istnienia czegoś z samej treści pojęcia tegoż),  wtedy gdy to pojęcie jest wewnętrznie sprzeczne. Nie można być jednocześnie najbardziej okrągłym i najbardziej kwadratowym.  Ale chyba nie tylko wtedy. Np. pojęcie  jednorożca nie wydaje się być wewnętrznie sprzeczne,  a jednak jednorożce nie istnieją. Na czym więc polega ich nieistnienie?

W tym miejscu nastąpiło wyjątkowe wydarzenie w naszych dyskusjach. Otóż wszyscy zgodziliśmy się, że to „coś” ze zdania „coś nie istnieje” to pojęcie.  Chwile potem stwierdziliśmy, że to „coś” może oznaczać nie tylko pojęcie, ale właściwe dowolną konstrukcję umysłową czyli np. wyobrażenie czy fantazję. Coś mogłoby być nie tylko konstruktem mentalnym (w sensie bycia czymś wymyślonym) ale także innym obiektem umysłowym, np. rekonstruktem czy odkryciem, ew. samotworem (np. halucynacją).

Choć to niełatwe, można chyba jednak odróżnić rzeczywiste istnienie od tylko umysłowego.  Nierzeczywiste są sny, fantazje, halucynacje. Nawet wspomnienia czegoś co zaistniało, a już nie istnieje, są nierzeczywiste, bo jeśli coś kiedyś istniało, a teraz tego nie ma, to nie ma, czyli nie istnieje.

Zwolennicy istnienia mówili na to: nawet jeśli to, o czym myśli jakaś myśl, nie istnieje w rzeczywistości zewnętrznej wobec świata myśli, to sama ta myśl istnieje w świecie myśl. Do istnienia czegoś wystarczy istnienie czegoś gdziekolwiek. Więc, jeśli „coś” nie istnieje wszędzie, ale istnieje w co najmniej jednym gdziekolwiek, to wystarczy, żeby powiedzieć, że istnieje. Cóż z tego, że nie istnieje gdzieś tam, gdzie ktoś oczekuje, żeby istniało. To problem nadmiaru jego oczekiwań, a nie problem braku istnienia.

Podobne do istnienia gdzieś jest istnienie jako coś. Coś może istnieć jako coś innego, np. sprawiedliwość istnieje jako idea. Istnienie jako coś (chodzi o to drugie coś ze zdania: „coś istnieje jako inne coś”) oznacza  istnienie  w jakimś polu rzeczywistości, w jakimś świecie czy warstwie świata. Możemy powiedzieć, że liczby istnieją jako obiekty matematyczne, albo że liczby istnieją w świecie matematyki. Tak czy owak zdaje się, że istnieją.

W tym momencie zwolennicy nieistnienia niektórych cosiów jakby skapitulowali. Przyznali, że dowodzenie nieistnienia czegokolwiek jest chyba  bezproduktywne. Chyba lepiej wyjaśnić sobie w jaki sposób lub gdzie to konkretne  „coś” istnieje, niż spierać się o nieistnienie tego czegoś.

Dopiero jak wszyscy się rozeszli, zwolennicy nieistnienia niektórych cosiów wpadli na proste  rozwiązanie problemu.

Jeśli „ coś” jest opisem czegoś, co rzekomo istnieje w rzeczywistym świecie, to ma sens mówienie, że to coś nie istnieje, kiedy opisywany przedmiot nie istnieje (w rzeczywistym świecie). Jeśli autor opisu aspiruje do tego, że ten opis coś rzeczywistego opisuje, to można mu zarzucić nieistnienie tegoż, jeśli to rzeczywiście nie istnieje. Istnieją takie wytwory umysłowe, które nie aspirują do bycia opisem czegoś rzeczywistego. Np. bajki, poezja czy seriale telewizyjne. Tym nie można zarzucać rzeczywistego nieistnienia. Natomiast, jeśli „coś” podaje się jako opis rzeczywistości (np.  utrzymuje się, że coś jest filmem dokumentalnym albo literaturą non fiction albo faktami), to całkiem sensownie można powiedzieć, że rzeczywistość opisywana w tym rzekomym non fiction nie istnieje, czyli rzeczywistość jest inna niż ten jej opis, czyli opis jest nieprawdziwy.

Nieistnienie opisywanego przez opis przedmiotu to chyba to samo, co nieprawdziwość opisu. Istnienie jest zatem związane z prawdziwością, a nieistnienie z nieprawdą.

Czerwony kapturek nie istnieje w rzeczywistości, bo jest tylko postacią z bajki. Istnieje jako postać z bajki i nie aspiruje do rzeczywistego istnienia, zatem nie ma sensu zarzucać mu nieistnienia.

Sens zarzucania nieistnienia jest wtedy, gdy ktoś podaje bajki za prawdę, za opis rzeczywistości.

Oczywiście pojawia się problem, co to jest prawda i co to jest rzeczywistość. Znam ludzi, którzy twierdzą, że rzeczywistość nie istnieje, że wszystko jest naszym wytworem. Wielu poważnych ludzi utrzymywało, że wszystko jest iluzją, złudzeniem. Wszystko zatem istnieje tylko jako złudzenie. I nic nie istnieje naprawdę. Wtedy nie ma sensu twierdzić, że jakieś szczególne „coś” nie istnieje, bo nic nie istnieje, zatem bez sensu jest rozczulanie się nad nieistnieniem jakiegokolwiek szczególnego „cosia”.

Jeśli jednak ktoś uważa, że świat istnieje, że są możliwe prawdziwe i nieprawdziwe opisy świata, to ma prawo twierdzić, że niektóre rzeczy nie istnieją. Dotyczy to chyba dowolnego świata.

Ogólnie jeśli coś, co istnieje w jakimś pierwszym świecie, według kogoś  istnieje także w jakimś drugim świecie, to my możemy powiedzieć, że to coś nie istnieje w tym drugim świecie, jeśli uważamy, że istnieje tylko w tym pierwszym świecie. Jeśli pierwszy świat, to świat myśli czy świat języka, a drugi świat to świat rzeczywisty, to możemy powiedzieć, że to coś nie istnieje naprawdę albo nie istnieje rzeczywiście albo po prostu nie istnieje. Jeżeli rozmawiamy o jakiś innych światach niż świecie rzeczywistym, to trzeba dodać w jakim świecie to „coś” nie istnieje.

Wychodzi na to, że zwolennicy istnienia wszystkiego, co mają na myśli, po prostu uważają, że prawda nie istnieje. Tak czy owak nie mają racji. Bo skoro prawda nie istnieje, to przynajmniej prawda jest według nich tym czymś, co nie istnieje. Zaawansowany zwolennik istnienia wszystkiego powie na to, że owszem istnieje prawda, ale prawda jest względna, subiektywna i relatywna. Czyli powie, że prawda obiektywna nie istnieje, czyli znowu coś nie istnieje. Natomiast zwolennik nieistnienia niektórych rzeczy, uznaje przede wszystkim nieistnienie tego, co twierdzi kłamca, w taki sposób, w jaki kłamca twierdzi, że istnieje, wtedy kiedy kłamie.

Zatem problem nieistnienia, to problem istnienia rzeczywistości jako obiektywnego świata i możliwości trafnego ujęcia fragmentów tegoż świata oraz możliwości ich prawdziwego opisu.

Natomiast przy opisach nie z tego świata, nie aspirujących do opisu tego świata, nie ma sensu rozpatrywać nieistnienia czy nieprawdziwości, można natomiast rozpatrywać i doceniać walory literacko-estetyczno-fantastyczne.

Na koniec wypada na chwilę wrócić do pytania jak to jest możliwe, że jedna osoba uważa, że coś nie istnieje, a druga, że istnieje. Różnica może leżeć w tym, że jedna osoba nie ma pojęcia (w szczególności nie ma nawet bladego lub zielonego pojęcia) o czym mówi druga osoba. Inna możliwość różnicy może polegać na większym czy mniejszym doświadczeniu albo na dobrym lub złym wychowaniu. Można zaryzykować tezę, że im lepiej ktoś jest wychowany, tym dłużej wierzy w istnienie „cosiów”, które podano mu do wierzenia w trakcie tego dobrego wychowania. Bardziej ogólnie: problem może polegać na poleganiu na (niewłaściwych być może) autorytetach albo przecenianiu mocy obowiązującej własnych doświadczeń. I wreszcie, o czym była chyba mowa wyżej, problem różnicy bycia i niebycia może brać się z różnicy między rozsądnymi, a zbyt wygórowanymi oczekiwaniami co do rzeczywistości ujmowanej przez pojęcie. Jeśli ktoś oczekuje, że oni zawsze będą żyli długo i szczęśliwie, a tak się nie dzieje, to dla niego w ogóle nie istnieje to „coś”, co ich łączyło. Albo gdy kogoś spotka niesprawiedliwość, to czasem mówi, że nie ma czegoś takiego jak sprawiedliwość, bo oczekuje, że ona będzie w realnym świecie (przynajmniej w stosunku do niego), a nie tylko jako wzór i z rzadka urzeczywistniania idea.

 

 

Czy poczucie sprawiedliwości jest wrodzone?

spotkanie 1.03.2016 r.

5871188848_39c954a2ae_zhttps://creativecommons.org/licenses/by/2.0/ TeeF

Zaczęliśmy od tego, że sprawiedliwość to dać każdemu dziecku po cukierku. Podstawowa formuła sprawiedliwości „każdemu po równo” sprawdza się naprawdę w bardzo wielu sytuacjach, np. gdy mamy 5 cukierków do podziału pomiędzy pięcioro dzieci. Dziecko, które by pominięto, słusznie poczułoby się niesprawiedliwie potraktowane albo nawet ostrzej po prostu skrzywdzone. Podstawowa formuła sprawiedliwość stosowna i stosawana  jest przy podziale rozmaitych limitowanych dóbr pomiędzy wiele osób, tak aby nikt nie czuł się pokrzywdzony.  Przy drobnej modyfikacji zasada  „każdemu  i od każdego tyle samo, o ile jest w takiej samej sytuacji,” działa przy emeryturach i podatkach. Nasze poczucie sprawiedliwości jest jednak poruszone, gdy ktoś dostaje wyższą emeryturę, mimo tego, że nie pracował więcej od kogoś kto ma emeryturę znacznie niższą.

Lepiej przy rozdziale orderów niż emerytur działa zasada „każdemu według zasług” choć dobrze urodzeni uważają, że należą się im przywileje, w związku z zasługami rodziców, a nawet pradziadków. Dla innych walka z przywilejami jest synonimem sprawiedliwości.

Przy uwzględnieniu zasług ujemnych czyli przewiny, sprawiedliwa wydaje się prawo karne skonstruowane zgodnie z prawem podstawowym  „ kara według przestępstwa”, co wydaje się nam sprawiedliwością nowocześniejszą niż  „oko za oko ząb za ząb” z kodeksu Hamurabiego i starego testamentu, zwłaszcza jeśli uzależnimy karę od umyślności i rozmaitych okoliczności usprawiedliwiających przestępcę.

Za sprawiedliwe uważamy, gdy każdy jest równy wobec prawa i naprawdę jesteśmy wkurzeni, gdy jakieś  świnie okazują się równiejsze. Przy przypowieściach nowotestamentowych natomiast solidaryzujemy się raczej  z poczuciem krzywdy syna niemarnotrawiącego rodzinnego dorobku, który nie dostał nawet koźlęcia, wobec arbitralnego potraktowania przez ojca wszystkim co najlepsze syna, który się nieźle zabawił na koszt rodziciela, a jak mu się kasa skończyła, to pokornie przyszedł po więcej. Chrześcijanie tłumaczą nam, że są rzeczy ważniejsze od sprawiedliwości np. hojność i miłosierdzie dla wybranych.

Arbitralna łaskawość darująca kary przestępcom  wydaje się znacznie gorsza  od znanego  i lubianego powiedzonka „każdemu według potrzeb, od każdego według możliwości”. Komunistyczne konotacje przyprawiły tej paremii paskudną gębę oszukańczego sloganu, być może w niektórych sytuacjach całkiem niesłusznie. Przecież uważamy, że skoro każdy potrzebuje wody i powietrza, to każdy ma do niego prawo (choć prawo do czystego powietrza jest już nagminnie naruszane w gminie Kraków). Nie domagamy się przecież równego wkładu w dobro wspólne od osób z zespołem Downa czy chorych psychicznie. Z drugiej stron denerwują nas domagania alkoholików czy innych osób żyjących na koszt innych, zwłaszcza jeśli wydaje się nam, że sami doprowadzili się do choroby i zasłaniają się chorobą, żeby być zwolnionych z robienia czegokolwiek pożytecznego.

Po długiej dyskusji doszliśmy do najbardziej ogólnej formuły „każdemu to co mu się należy”. Okazało się, że to co się komu należy jest bardzo różne w zależności od kultur, społeczeństw, poglądów i indywidualnych przekonań i hierarchii wartości. Wszyscy ludzie, nawet bardzo młodzi czy bardzo prości wydają się mieć jakieś poczucie sprawiedliwości, choć poczucia sprawiedliwości są różne dla różnych ludzi. Chyba każda grupa ludzi, która chce zachować swoją spójność i zapewnić swoje przetrwanie, próbuje wykształcić w swoich członkach takie poczucie sprawiedliwość, które jest dla grupy korzystne, nawet jeśli jest niesprawiedliwe i krzywdzące osoby spoza grupy. Szokujące jest jak można uważać się za sprawiedliwego mordując, gwałcąc i okradając ludzi z tylko dlatego, że nie mają inny kolor skóry, powiewają inną flagą czy wierzą w inne rzeczy. Powoływanie się na swoje sumienie czy poczucie sprawiedliwości przez silniejszych jest bardzo zawodne, bo oni po prostu nie mają sumienia ani nie mają pojęcia, czym jest sprawiedliwość. Każda sprawiedliwość korzystna dla naszych,  a niekorzystna dla obcych, jest niczym więcej niż rozszerzonym na swoje stado egoizmem. Niestety taki zwierzęcy stadny egoizm, wyrażający się prostym „sprawiedliwość musi być po naszej stronie”, jest dominującym instynktem w większości czasów i większości społeczności, nie tylko u Karguli i Pawlaków ale nawet nawet szlachetnych Ateńczyków i kulturalnych Niemców. Z trojga złego moją sympatię budzą wikingowie, bo oni przynajmniej nie udawali kogoś innego. Wrodzony jest zatem genetyczny egoizm, co właściwie jest masłem maślanym, bo geneza to przecież pochodzenie, albo wywodzenie się ze swojego rodzaju (jak w Genezis czyli Księdze rodzaju).

Jednak ludzie są nie tylko zwierzęciem stadnym i możliwe jest rozwinięcie się u niektórych ludzi niby sprawiedliwości w prawdziwą sprawiedliwość. Są zatem, choć nieliczni, sprawiedliwi wśród narodów świata, którzy nie akceptowali krzywdy nie tylko swoich ale także obcych.

Nie wydaje mi się dobrym pomysłem, by sprawiedliwość można było rozszerzać w nieskończoność i przestrzegać równości praw każdej żywej  istoty, w tym każdej bakterii, a może nawet wirusowi. W wielu wypadkach wystarczy intuicyjne poczucie sprawiedliwości, nawet jeśli nie potrafimy go dyskursywnie sformułować i logicznie uzasadnić, choć czasem sprawiedliwość wymaga mądrości i odwagi.

Z dyskusji wyłoniło się wiele różnych sposobów istnienia sprawiedliwości, które postaram się nieco uporządkować.

Zatem możemy rozumieć:

– sprawiedliwość jako zasadę wyższą od prawa i której prawo powinno podlegać – dlatego można oceniać prawo i uznawać je za niesprawiedliwe i  żądać jego zmiany lub odmawiać stosowania; tak jak Antygona powoływała się na boginię sprawiedliwości Dike, nie chcąc podporządkować prawu państwowemu, zgodnie z którym wroga państwa należy rzucić psom na pożarcie; Dike jest tu przedstawicielem wyższej sprawiedliwości, której powinno podlegać prawo ludzkie, a nawet bogowie; na sprawiedliwość wyższą od prawa powołują się także rewolucjoniści;

-sprawiedliwość  jako stan zgodny z prawem  stanowionym przez państwo; tak rozumieją sprawiedliwość urzędnicy ministerstwa sprawiedliwości, nadzorujący wykonywanie prawa  państwowego; taką niższą państwową sprawiedliwość, polegającą na automatycznym stosowaniu niedoskonałego ludzkiego prawa reprezentuje bogini sprawiedliwości Temida (ta ślepa z bezduszną wagą)

– sprawiedliwość jako główna cnota duszy (doskonałość psychiczna) wg Platona; dusza (osobowość) u Platona składa się z 3  części, z których każda ma swoją cnotę; dusza rozumna ma mądrość (sofię), dusza emocjonalna ma odwagę (andreję), a dusza pragnieniowo-pożądaniowa ma umiarkowanie czy panowanie nad sobą (sofrozynę);  natomiast sprawiedliwość (dikajozyne od Dike, a nie od Temidy) jest stanem harmonii i właściwej hierarchii rozumu, emocji i pragnień; oczywiście człowiek wewnętrznie sprawiedliwy na zewnątrz przejawia sprawiedliwość rozumianą jako oddawanie każdemu tego co mu należne;

– sprawiedliwość jako cnota kardynalna z katechizmu kościoła katolickiego; cnoty kardynalne według kolejności katolickiej to roztropność, sprawiedliwość, umiarkowanie i męstwo; jak widać koncepcja cnót kardynalnych jest pochodna wobec koncepcji cnót Platona, jednak koncepcję katolicką charakteryzuje nielogiczna kolejność, prawdopodobnie z powodu zastąpienia umiłowanej przez filozofów trudnej mądrości (filozofia czyli umiłowanie mądrości) dostępną i korzystną dla  każdego roztropnością (prudencją), która słusznie kojarzy się z nazwą jednej z tak zwanych firm ubezpieczeniowych i  z ubezpieczeniem od nieszczęść spotykających nas w życiu, za które dostaniemy  wypłatę po śmierci, zatem nie ma co się oburzać, że w życiu nie dostajemy sprawiedliwości;

– sprawiedliwość jako odpłata w życiu wiecznym, przydzielana świętym i grzesznikom przez boga jako sędziego sprawiedliwego, który za dobre wynagradza a za złe każe; zatem roztropny chrześcijanin wiedząc ze świętego dla niego pisma, jaka sprawiedliwość spotyka synó marnotrawiącego a jaka marnotrawiącego, tudzież robotników, którzy pracowali od świtu i takich, co przyszli praktycznie na gotowe, roztropnie stara się użyć życia i pojednać z bogiem przed śmiercią; natomiast jeśli mu brakuje odwagi do podjęcia takiego ryzyka, bo przecież każdy może umrzeć niespodziwanie (a męstwo jest ostatnią ze cnót) – musi być niestety cnotliwy całe życie, bo nigdy nie wiadomo kiedy umrze; katolicka cnota nie jest platońską doskonałością duszy, ale brakiem doświadczenia w pewnych sferach, których nazwy z pruderyjności nie wymienię;

– sprawiedliwość jako wysoka jakość relacji międzyludzkich, która może pojawić się miedzy ludźmi posiadającymi odpowiednie kompetencje intrapersonalne i  interpersonalne; mówiąc inaczej: między ludźmi na odpowiednio wysokim i wielostronnym poziomie rozwoju osobowości pojawia się bez przemocy wysoka jakość relacji, polegająca na tym, że nikt nie czuje się pokrzywdzony i nie czuje że krzywdzi, bo  każdy wie co można i trzeba dać drugiemu i wziąć dla siebie oraz czego trzeba i można oczekiwać od drugiego człowieka i od siebie, a także nie tylko to wiedzą  lub wyczuwają  ale i realizują; natomiast  między ludźmi, którym brakuje mądrości, odwagi czy umiarkowania, czyli dobrej woli i/lub kompetencji, mogą pojawiać się próby realizowania swoich potrzeb (tego co nam się należy) bez uwzględniania woli i/lub możliwości drugiej osoby, skutkujące poczuciem przymusu i/lub przemocą oraz poczuciem krzywdy i/lub szkodą;

– sprawiedliwość jako wartość, która pozwala oceniać jakość prawa, stopień jego realizacji, system podatkowy, system świadczeń i ubezpieczeń społecznych, organizacje rozgrywek sportowych, ich sędziowanie, traktowanie i ocenianie uczniów w szkole i podwładnych w pracy, wiarę i praktykę religijną, stosunki państwa z kościołem, jakość osobowości i jakość relacji międzyludzkich; sprawiedliwość jako wartość może być uzgadnialna lub wchodzić w kolizję z innymi wartościami lub antywartościami (miłością, współczuciem, hojnością, chciwością, pogardą, solidarnością z każdym człowiekiem lub tylko ze swoją hordą).

Rozumienie sprawiedliwość jako wartość wydaje się być najlepszym lub przynajmniej najbardziej ogólnym sposobem jej rozumienia.

Co do poczucia sprawiedliwości to chyba wszyscy możemy je mieć . Poczucie sprawiedliwości jest szybką, intuicyjną i bezrozumową pewnością o charakterze negatywnym. Doświadczamy naszego poczucia sprawiedliwości najpierw jako oburzenia, że my lub ktoś dla nas istotny został potraktowany krzywdząco. Negatywna forma poczucia sprawiedliwości jest  zgodna z poczuciem krzywdy.  Potem z tych negatywnych oburzeń budujemy pozytywną pewność jak powinno być. Nasza pewność jest potwierdzana przez poczucie satysfakcji, że my – lub ci na którym nam zależy – dostajemy dobra i nagrody, jakie się nam z definicji należą, a wrogowie dostają takie kary, jakie się im słusznie należą.  Sprawiedliwość wobec obcych jest nam raczej obojętna, o ile nam nie szkodzi i nie pomaga. Pozytywna forma poczucia sprawiedliwości wydaje się być zatem rodzajem satysfakcji.

Tak jak inne poczucia i intuicje nasze poczucie sprawiedliwości może zawodzić i może być  tylko elegancką nazwą naszego egoizmu, chciwości, głupoty, tchórzostwa, ksenofobii, resentymentu, małoduszności, bezwzględności i okrucieństwa.

Wrodzone są zatem formy, z których poczucie sprawiedliwości jest budowane, a szczegółowa treść poczucia sprawiedliwości jest pochodną naszej osobowości, doświadczeń życiowych oraz treści kultury, w której żyjemy.

 

Jaką rolę powinny pełnić emocje w naszym życiu?

spotkanie 16 lutego 2016 r.

3996234192_0b90b589f1_zhttps://creativecommons.org/licenses/by-nd/2.0/ hydra arts

Niejednokrotnie możemy odnosić wrażenie, że naszymi działaniami czy decyzjami, kierują dwie przeciwstawne siły: emocje oraz rozum, a każda z nich „rządzi się” swoimi prawami. Na ile jednak mamy możliwość wyboru i kontrolowania tej pierwszej siły, czyli – mówiąc bardziej obrazowo – włączania lub wyłączania jej? A jeśli to jest możliwe, kiedy powinniśmy to robić?

Na naszym spotkaniu zaczęliśmy od roli jaką emocje pełnią w naszym życiu. Jeden z uczestników wyraził pogląd, iż emocje są tym co nadaje naszemu życiu sens, bowiem jednym z elementów, który nadaje znaczenia naszemu bytowaniu miałaby być przyjemność. Tu warto, zaznaczyć, że życie jako takie nie ma sensu, to my jako istoty rozumne go sobie określamy (lub przyjmujemy to co przekazuje nam kultura).

Kolejną ważną uwagą jest to, że system emocjonalny w mózgu jest bardziej pierwotny niż obszary odpowiedzialne za racjonalne myślenie. Emocje są konieczne do przetrwania, dlatego też nie da się ich całkowicie wykluczyć z naszego życia. Jako przykład można podać strach, który może spowodować, że uciekniemy przed niebezpieczeństwem. Jednak, niestety, owa decyzja o wycofaniu w pewnych sytuacjach może okazać się niesłuszna, bo lepszym wyjściem było podjęcie walki. Inną z kolei funkcją emocji jest jej aspekt komunikacyjny. Aby to zobrazować jeden z dyskutantów opisał ten mechanizm na przykładzie ludzi prehistorycznych. Kiedy myśliwy wracał z polowania, a na jego twarzy malował się smutek, kobiety wiedziały, że nie udało mu się upolować zwierzyny.

Czym jednak w istocie emocje? Są to reakcje na bodźce pochodzące z zewnątrz (bądź też z naszego ciała), które mają charakter, krótkotrwały. Tą ostatnią cechą różnią się one od uczuć, które wyrażają trwalszy stosunek danej osoby do innego człowieka lub przedmiotu. Kolejną kategorią jest nastrój, który jest uwarunkowany przez wiele czynników fizjologicznych (sen, dostarczanie pokarmów); wpływają nań również i emocje: gdy jestem w dobrym nastroju nagła zła wiadomość, poprzez wywołanie afektu smutku czy złości, może w sposób znaczący popsuć moje samopoczucie. Mechanizm ten działa również i w drugą stronę – pozytywny nastrój czy uczucia mogą osłabiać gwałtowność negatywnych reakcji.

Kiedy pojawiło się rozróżnienie na pozytywne i negatywne emocje warto przyjrzeć się, które z nich powodują złe rzeczy w naszym życiu. Za najbardziej destrukcyjną emocję uznaję gniew – pod jej wpływem człowiek traci nieraz całkowitą kontrolę nad sobą i podejmuje decyzje, których już po chwili może żałować. Pomocne jest w tym wypadku włączenie intelektualnej strony naszej natury, np. próba zrozumienia drugiej osoby, zastanowienie się jaka reakcja przyniesie korzystny dla nas efekt. Najbardziej zaś budującą – jest radość – sprawia, że mamy więcej chęci do życia, co motywuje nas do działania.

Afekt jest reakcją natychmiastową, na której pojawienie się nie mamy wpływu. To, co możemy robić to starać się poddawać analizie nasze emocje, by lepiej zrozumieć siebie i swoje potrzeby. Po wydarzeniu, w którym np. gniew spowodował złe dla nas skutki, można sprawę przemyśleć i zastanowić się, jak następnym razem zapanować nad zdenerwowaniem. Podsumowując zatem: afekty nadają naszemu życiu smak, sprawiają, że nie jest ono bezbarwne. Dostarczają one również intelektowi informacji, dzięki którym można lepiej zrozumieć siebie, a dzięki temu być szczęśliwszym człowiekiem. Powinniśmy się też pogodzić z tym, że nigdy nie podejmiemy decyzji w stu procentach wolnej od wpływu emocji. Należy tym dwóm, w istocie  nierozerwalnym, mechanizmom – tj. emocjom i rozumowi – nadać odpowiednią proporcję, tak, by w zgodny sposób z sobą współdziałały.

Antek
Ps. Szczególne podziękowania 
dla Mariana za motywowanie do pisania 
i cenne wskazówki

 

 

 

Jak poznać, że nie mam racji?

Spotkanie 2 lutego 2016. r.

2836623996_33a75392fd_zhttps://creativecommons.org/licenses/by/2.0/ melunholy

Na wstępie zarysowano problematykę. Podczas Polemiki nasuwa się pytanie – kiedy Wydaje mi się, a kiedy Wiem?

Jedno z rozwiązań (chińskie) – „Kiedy jeden mówi że jesteś osłem – śmiej się. Kiedy mówi to trzech – jesteś nim!„.
Jest to zatem dowód społeczny – z liczebności stronników. Ale wtedy Kopernik, Bohr, Einstein i inni byliby osłami! Zatem fakty falsyfikują niezawodność tej metody.

Inne podejście – „Mówić, że jestem w błędzie – to zadanie wroga – nie moje!„.
Zatem obecność wroga jest jedyną nadzieją i szansą na wyjście z błędu, więc i skuteczności zamierzeń!  Więc – Bogowie – obdarzcie nas wrogami!!!  Może jednak nie…

Powszechne za to jest przyznawania racji sobie z dwóch powodów – Narcyzmu (bo moje!) i Egoizmu (bo korzystne!).
Jeśli w drugim przypadku jest to Samooszukiwanie a nie oszukiwanie innych, to w obu mamy do czynienia z Myśleniem Życzeniowym, tj. Magicznym – odbierającym szanse na pomyślność.

Zwrócono uwagę na dwuznaczność przedmiotowego terminu „racja„.
Może on oznaczać Argument (lub też Kryterium) na rzecz (lub przeciw) jakiejś Tezy – np. „Zbierzmy racje za i przeciw płaskości Ziemi!”.
Może on oznaczać uznanie Prawdziwości jakiejś Tezy – np. „On ma rację, głosząc płaskość Ziemi!”.  To znaczenie jest główne, na nim się skupimy, termin oznaczymy: „Racja„.

Spór pojawia się, gdy pojawiają się sprzeczne stanowiska co do jakiejś Tezy (t.j. opinie o prawdziwości lub fałszywości zdania twierdzącego, np. „Ziemia jest płaska!„).
Spór, tj. Polemika – to może być polityka agrarna (czyli konkurs – „kto kogo wcześniej wyśle do ziemi…” – ten wariant zachodzi na niektórych kontynentach lub ich częściach).
Tak być nie musi, i w ogólności nie jest.  Polemika (gr.) i Debata (fr.) – to co prawda etymologicznie bitwa, ale niekoniecznie z Oponentem, też z wspólną Niewiedzą! Sojuszników!
Gdy Celem Dialogu (Polemiki, Debaty) wszystkich uczestników jest ustalenie Prawdy, a nie powiększenie Ego, to sposobem na sukces jest bezstronność – tj. zapomnienie o autorstwie.
Zarówno wszystkich Tez jak i Argumentów.  Należy ich słuchać i z nich wnioskować równorzędnie!  Bez Erystyki i Sofistyki!

Sformułowano wreszcie procedurę: (1) Dopuścić możliwość własnego błędu; (2) Mieć skuteczny Aparat Poznawczy.
Zgodzono się co do (1), sporne okazało się (2).  Autor koncepcji zaproponował tu – Jasność Widzenia,  Głębokie Poczucie Prawdy  i  techniki Oczyszczenia Umysłu.
Skonstatowano, że w naszym społeczeństwie postawa (1) występuje rzadko…
Propozycje (2) j.w. są natury subiektywnej – nie zapewniają więc niczego, co mogłoby uzgadniać je interpersonalnie, ani tym bardziej obiektywizować.  Są więc zawodne!

Alternatywnie, za  skuteczny Aparat Poznawczy  zaproponowano Wnioskowanie wyłącznie z Faktów i z Logiki.  To inaczej stanowisko Racjonalizmu Światopoglądowego.
*  Za Fakty (w obronie przed sceptykami), w razie wątpliwości, uznaje się surowe Dane Zmysłowe postrzeżeńObserwatora.
*  Logika obejmuje:
a) Logikę Dedukcyjną  (od Arystotelesa, przez Systemy Formalne do Teorii Modeli).
b) Logikę Indukcyjną  (nie J.S.Milla, ani „matematyczną” o tych nazwach,  ale Wnioskowanie Statystyczne).
Powyższe stwierdzenia nie oznaczają, ze skuteczny Aparat Poznawczy jest dostępny wyłącznie osobom o zaawansowanej wiedzy matematycznej!
Wszystkie żywe organizmy naszej planety, na czele ze zwierzętami (więc i Homo sapiens), bowiem ewolucyjnie (metodą prób i błędów) trenują od 3.9 miliarda lat te techniki empirycznie.
Mamy więc wrodzoną zdolność przybliżonego posługiwania się nimi w postaci instynktów, odruchów bezwarunkowych i warunkowych, intuicji, naśladownictwa, użycia analogii, abstrakcji, itp.
Cywilizacja Zachodu, od 2.4 tysiąca lat, pozwoliła jedynie na samouświadomienie sobie tego, co machinalnie robimy, sformalizowanie metodologii, w końcu jej udoskonalenie.
Sumując – rozważana Teza jest Prawdziwa 
(1) bezwarunkowo – gdy w całości potwierdzają ją Fakty (tj. dla jednostkowych lub skończonych zbiorów indywiduów,  nie dla nieskończonych!);
(2) warunkowo, z dokładnością do stopnia pewności przesłanek, ale bezwarunkowo dla pewnych – gdy jestwywiedziona Dedukcyjnie (dla dowolnych zbiorów indywiduów!);
(3) probabilistycznie, z dokładnością do prawdopodobieństwa – gdy jest wywiedziona Indukcyjnie (przede wszystkim dla nieskończonych zbiorów indywiduów!).

Wreszcie „kropka nad i” – Jak poznać, że nie mam racji? – czyli – Jak poznać, że moje przekonanie (pogląd, teza) jest fałszywe?  (Ten akapit wykracza poza przebieg dyskusji, dodany na życzenie.)
Należy, dystansując się od emocji i przywiązania do swojej twórczości,  skompletować wszystkie znane argumenty i dokonać wnikliwej analizy strukturalnej materiału podlegającego ocenie:
a) Odfiltrować wszystkie argumenty i tezy o charakterze magicznym, życzeniowym, nadane skojarzeniami wartościującymi, oparte na autorytecie, matactwa erystyczne, sofistyczne, itp.
b) Podzielić materiał na alternatywne, równorzędne Wnioskowania (rozumowania, linie dowodowe) – jeśli ich więcej niż jedno, i analizować je dalej kolejno.
c) Ustalić, czy dane Wnioskowanie ma charakter dowodu dla Tezy bezwzględnej (np. „Ziemia jest płaska!„), czy dowodu dla Implikacji (np. „Skoro morza nie spływają to Ziemia jest płaska!„).
d) Sprawdzić kompletność dowodów, ujawnić ukryte przesłanki (np. „Wektory grawitacji są równoległe!„, „Wektory grawitacji nie są równoległe!„).
e) Skompletowanie dowodu dla Tezy bezwzględnej o przesłanki prawdziwe dowodzi jej prawdziwości (mam rację!), a dla jej negacji dowodzi jej fałszywości (nie mam racji!).
f) Skompletowanie dowodu dla Implikacji o jakieś przesłanki ukryte (np. „Skoro morza nie spływają to Ziemia jest płaska albo Wektory grawitacji nie są równoległe!„) dowodzi fałszywości Implikacji wyjściowej (nie mam racji!), a kompletność dowodu dowodzi jej prawdziwości (mam rację!).
g) Dla Indukcyjnych elementów Wnioskowań dowodzących jakiejś Tezy Ogólnej (dla nieskończonego zbioru indywiduów) uznaje się ją za prawdziwą, obarczając jednak dziedziczną niepewnością.

Sformułowano wreszcie przestrogę – „Widzimy rzeczy nie takie, jakimi są, ale takie, jacy sami jesteśmy!„.
Przypomina nam o nieusuwalnej naszej omylności!
Jednak najlepszym, a nawet ośmielę się zaryzykować tezę że niezawodnymśrodkiem zaradczym – jest opisanyRacjonalizm Światopoglądowy.
Do spełnienia ostatniej obietnicy musi jednak być stosowany radykalnie restrykcyjnie – z ujawnieniem wszystkich źródeł niepewności, warunków logicznych, wyczerpując alternatywy!
Bez pychy, nie wstydząc się powiedzieć „nie wiem„, gdy trzeba.

Marian.

 

Jaki jest wpływ religii na kulturę

spotkanie 29.12.2015 r.

21403652844_09fea7d16d_zhttps://creativecommons.org/licenses/by-nc/2.0/ by Geraint Rowland

Na wstępie pokazano ewidentny przykład takiego wpływu, na danych z ostatnich 2 tysiącleci – katolicyzmu i protestantyzmu europejskiego.
Katolicyzm, jako system adresowany głównie do niewolników Rzymu, pochodzących z najrozmaitszych konfesji pogańskich, obliczony na szybkie zdobycie poparcia i zawojowanie Cesarstwa – wchłaniał zastane zabobony, kontynuował je z nową interpretacją, i dawał łatwe odpuszczenie grzechów. Cel osiągnięto. Ale pojawiły się nieuchronne skutki – demoralizacja, brak wzajemnego zaufania, stąd kontrola, administracja, formalizacja, sztywne zasady, hierarchia i rytualizacja. Rzym niedługo upadł. Odtąd, do dziś, okresy i obszary dominacji katolicyzmu – to enklawy biedy, zacofania, upadku i braku wolności.
Protestantyzm, jako system reformy religii wymuszony przez narody o skrajnie odmiennej tradycji kulturowej, obliczony na jej racjonalizację i sanację moralną – położył nacisk na  odrzucenie rytuału i prymat treści nad formą. Treścią zaś były proste, pozytywne i rygorystyczne relacje z Bogiem i ludźmi. Duch prawa zastąpił jego literę, samokontrola kontrolę, równość hierarchię – stąd rzetelność, współpraca, zaufanie (Umowa Dżentelmeńska = Kapitał Społeczny => struktury, produktywność). Odtąd, do dziś, okresy i obszary dominacji protestantyzmu – to enklawy bogactwa, postępu, siły i wolności.

Charakterystyczne, ze w katolicyzmie wszyscy Boga proszą, podczas gdy w protestantyzmie wszyscy mu dziękują! To nie przypadek, to skutek.
Zwrócono uwagę, że we współczesnym protestantyzmie następuje jego intelektualizacja (Mity mają rolę, ale nie są opisami!) i ateizacja. Jednak z wyjątkiem „Bible Belt” w USA.
W katolicyzmie następuje regres do zachowań magicznych i pogańskich.

Rodowodem religii jest uogólniająca refleksja nad zjawiskiem sprawczości – czego nie zrobił zwierz ani człowiek, musiał zrobić ktoś mocniejszy – to Bóg. Wszystko jasne! Przebłagajmy go i przekupmy!
Religie – to pierwotne Ogólne Teorie Wszystkiego (jak dzisiejsze: Teoria Strun, Grawitacji Pętlowej, etc…) – pozwalały zaspokoić silną u Homo sapiens: ciekawość, potrzebę porządku i zrozumienia.
W konsekwencji stawały się natychmiast pierwotnymi dawcami Kultur (w znaczeniu antropologicznym) – systemów: pojęciowych, inferencyjnych, aksjologicznych, przekonań, oraz norm i wzorców.
W ten sposób ujednolicały, porządkowały, unifikowały widzenie, rozumienie i wartościowanie świata, dla coraz większych społeczności – wiążąc je ostatecznie w narody i państwa (nie bez miecza i krwi).
Nie są jednak jedynymi dawcami Kultur! W czterech renesansach Cywilizacji Zachodu – Antycznej Grecji, Renesansu Włoskiego, Oświecenia i Współczesności – okazało się, że dawcą może być też Rozum! I to lepszym – uwalniającym, z definicji, od balastu magii i irracjonalizmu. Zawsze w wyniku dystansowania się od religii. Ale nic za darmo.
Z trzech warunków sprawczości (Chcieć, Móc, Potrafić) religie redukują 2-gi i 3-ci, ale jakżeż motywują! Gotowość ofiary życia pozwalała zawojować kontynenty! Historia trwa! Kontynenty czekają!

Co najmniej od XIX wieku pojawiają się Ideologie Polityczne, które mimo braku dawniejszego składnika transcendencji, mają wszystkie inne cechy religii – łącznie z gotowością  ofiary życia.
Uprawomocniają w ten sposób szerszą, socjologiczną definicję Religii – jako Mitu, który pozyskał dwie symbiotyczne grupy interesu – Dostawców Mitu i Konsumentów Mitu.  Niezależnie od jego treści!
Są Ogólnymi Teoriami Wszystkiego, dawcami Kultur, obalają i tworzą państwa!  Należą tu – marksizm, nazizm, na naszych oczach powstają następne. Również w splocie ze starymi religiami.
Czy więc zachodzi wpływ religii na kulturę i państwo?  I owszem…

Marian.

Jak odróżnić stwierdzenie faktu od wyrażenia poglądu?

spotkanie 20.10.2015 r.

24481203405_1c73f806cb_z

https://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0/ – BK 2016

My – ludzie XXI wieku – odbieramy ogromne ilości bodźców. Co dzień spędzamy wiele czasu przeglądając strony internetowe, gazety czy oglądając telewizję. Każdemu myślącemu samodzielnie człowiekowi pojawiła się prawdopodobnie nieraz refleksja na temat tego, jak w tym gąszczu informacji odnaleźć fakty, na których podstawie będzie mógł wyrobić sobie własne zdanie na temat otaczającego go świata. Stąd właśnie zrodziło się pytanie: jak odróżniać stwierdzenie faktu od wyrażenia poglądu?

W naszych rozważaniach wyjątkowo pomocne będzie przyjrzenie się etymologii słowa fakt. Pochodzi ono z języka łacińskiego, a konkretnie od czasownika „facio” – „robię, czynię”. Wyraz factum jest participium perfectum, a więc imiesłowem oznaczającym czynność dokonaną, znaczy więc (zależnie od rodzaju) „zrobiony, -a, -e”. Imiesłowy w języku łacińskim często jednak przybierały znaczenie rzeczownikowe, dlatego wyraz „factum” oznaczał również „to co uczynione”. Stąd mamy pierwsze zawężenie znaczenia słowa „fakt” – odnosi się ono do przeszłości, do zdarzeń już dokonanych. Dlatego wszelkie twierdzenia dotyczące przyszłości można spokojnie wykluczyć z dziedziny faktów. Bardziej problematyczna wydaje się kwestia teraźniejszości. Co powiedzieć np. na temat zdania „X jest premierem”? Otóż, w mojej ocenie, należy mu się miano faktu, jeżeli wiemy, że wcześniej X został mianowany premierem i nie został z tej funkcji odwołany. Jest to stan, który trwa, lecz ma osadzenie w przeszłości. Aby lepiej to zobrazować odwołam się do języka angielskiego, w którym czas present perfect – oznacza czynności przeszłe mające skutek w teraźniejszości. Powiemy oczywiście „X is prime minister”, a nie „X has been prime minister”, nie używamy więc zawsze czasu perfect jednak jasne jest, że „X is prime minister, because he’s become prime minister”, a więc stwierdzenie to opiera się na przesłance wyrażonej w czasie present perfect. (Podobnie funkcjonuje czas perfectum w języku starogreckim. Ciekawostką może być to, że czasownik „oida” – „wiem” ma jedynie formy perfectum – wiedza bowiem, odnosi się do tego co dokonane, przeszłe).

Kolejną kategorią jaką należałoby w przybliżeniu zdefiniować jest pogląd. Etymologia wskazuje na czynność „oglądania”, a więc odbierania bodźców wzrokowych. Wyrażenie poglądu jest zatem przedstawieniem za pomocą języka, tego co się widzi, (bądź słyszy, czuje etc.) innym osobom. Należy więc podkreślić subiektywność takiego stwierdzenia, a więc jest ono podporządkowane danemu podmiotowi poznającemu (łac. Subiectum [perf. od subicio] znaczy, między innymi, podporządkowany). Na tej podstawie możemy wyprowadzić pierwszą relację pomiędzy faktem a poglądem, mianowicie jest to przeciwieństwo: fakty są obiektywne, poglądy subiektywne.

Problem jednak polega na tym, że nie zawsze jesteśmy w stanie przyporządkować danego zdania do którejś z kategorii. Niech posłuży nam teraz przykład procesu. Oto Y jest oskarżony o morderstwo: na miejscu zbrodni znajdujemy jego odciski palców, kamera zarejestrowała jego ucieczkę z miejsca zdarzenia. Prokurator mówi „ Y zabił”. Czy dane zdanie jest stwierdzeniem faktu? Otóż, wszystko wskazuje na to, że tak. Lecz, kiedy sędzia ogłosi wyrok „uznaję Y winnym zarzucanych mu czynów”, unaocznia nam się coś innego: „uznaję”, tak samo jak „sądzę” wskazuje raczej na subiektywność danego stwierdzenia. Uważam zatem, że prokurator wygłosił swoją opinię. Przecież sami wiemy jak czasem bardzo mocne przesłanki wprowadzały śledczych w błąd. Posuńmy się dalej: zostaje przedstawione nagranie, na którym dokładnie widać jak Y popełnia zbrodnię. Można, by powiedzieć, że gdy wtedy prokurator powie „Y zabił” również jest to pogląd – opiera się na doznaniu zmysłowym. Ktoś mógłby nawet zakpić; „któż udowodni, że oglądający dane nagranie nie dostąpili zbiorowej halucynacji?” Widzimy tutaj niebezpieczeństwo popadania w skrajny sceptycyzm. Jasne, na nagraniu mógł być sobowtór Y, jednak jeśli obok zabitych znajdują się odciski palców Y, wtedy sędzia ma wystarczające przesłanki by uznać Y za winnego. Można zaryzykować stwierdzenie, że w tym przypadku, zdanie „Y zabił” jednocześnie jest stwierdzeniem faktu, jak i wyrażeniem poglądu. Oczywiście sceptyk będzie się upierał, że wszystko jest poglądem; pozwolę sobie jedynie odeprzeć ten sąd (sic!) brakiem praktycznego zastosowania takiego światopoglądu.

Nie zawsze również przeciwieństwem stwierdzenia faktu jest wyrażenie poglądu. Bardzo często jedynym właściwym przeciwieństwem jest stwierdzenie nieprawdy (czyli kłamstwo). Przyjrzyjmy się następującemu zdaniu  (będzie nam ono służyło jako przykład również w dalszym wywodzie):

„Uważam, że rządy partii X były złe”

Otóż zdanie główne składa się właściwie z jednego wyrazu „uważam”. Kiedy więc słyszymy takie zdanie (np. w telewizji), w pierwszej chwil uznamyi, że jest to fakt – taka jest opinia danego polityka. Jednak może on z jakichś powodów, np. z powodu prywatnych interesów (np. pragnienia dojścia do władzy i zdyskredytowania tamtej partii w oczach odbiorców) wygłaszać opinię, która jest sprzeczna z jego prawdziwymi poglądami. Możliwe, że w głębi serca, uważa on rządy partii X za dobre, jednak nie chce o tym mówić publicznie. Wtedy jest to stwierdzenie nieprawdy, nie może to być jednak pogląd.

Warto jednak zwrócić uwagę na to, że o ile zdanie główne jest faktem bądź kłamstwem, to zdanie podrzędne „rządy partii X były złe” jest poglądem. Każde bowiem zdanie, w którym wyrażone jest jakieś wartościowanie jest poglądem. Jednak opinia opinii nierówna. Spróbujmy je zatem jakoś pokategoryzować. Powyższe zdanie jest bardzo wieloznaczne. Najpierw więc należałoby je jakoś zawęzić. Po pierwsze wskazać kryteria oceny: dla kogo złe – powiedzmy, że „dla przedsiębiorców”. Następnie a) trzeba określić co jest dobre, a co złe dla przedsiębiorców, b) podać konkretne dowody na to, że dane złe czynniki nastąpiły.

  1. Wysokie podatki i skomplikowane prawo podatkowe, częste kontrole urzędu skarbowego – te czynniki powodują upadek przedsiębiorstw; takich kryteriów tego co złe dla przedsiębiorców można podać pewnie więcej (akurat brak mi wyobraźni) wszystkie one jednak są subiektywne
  2. W zakres dowodu wchodzi nie tylko udowodnienie, że dane czynniki wystąpiły, lecz również wykazać, że istotnie wywołały one te negatywne skutki. Powiedzmy więc, że dany polityk mówi: „Partia X wprowadziła wyższy podatek dla przedsiębiorców”. A dalej np.:
  3. Powiedzieć „A jak wiadomo wyższe podatki zmniejszają zyski przedsiębiorstw”
  4. Przytoczyć sondaż wśród przedsiębiorców, którzy w większości oceniają negatywnie tą ustawę
  5. Przytoczyć dane GUS, które wskazują na spadek zysków przedsiębiorstw oraz upadek większej ich ilości niż w okresie przed ustawą

Punkty 1-3 są to argumenty, które popierają pogląd polityka. Widzimy zatem, że w zależności od tego, którego wariantu użyje jego pogląd nabierze innego wymiaru. Można powiedzieć, że istnieje swego rodzaju skala racjonalności poglądów. Te najbardziej racjonalne nie stają się przez to faktami, lecz można je nazwać poglądem najbardziej prawdopodobnym czyli najbliższym prawdy. My w swoim osobistym rozrachunku nazywamy je prawdziwymi, lecz ktoś inny może uznać za prawdziwe poglądy przeciwne. I to właśnie odróżnia poglądy od faktów: te drugie są niepodważalne. W tym wypadku jedynym, tak naprawdę, faktem jest to, że partia X wprowadziła wyższy podatek (poprzez konkretną ustawę). Za mocny argument można podać badania statystyczne, jednak niestety i tu kontr-rozmówca może podać inne badania…

Argumenty jednak są tym, co czyni wypowiedź bardziej racjonalną, a im argument mocniejszy, tym jest ona bardziej przekonująca. Niestety we współczesnym dyskursie publicznym w Polsce, w mojej ocenie, stosowanie logicznego myślenia nie jest w cenie. Dzieje się tak dlatego, że większość odbiorców – wyborców podejmuje decyzje na poziomie emocjonalnym. Stąd przekaz do nich skierowany nie może bazować na logicznie skonstruowanym wywodzie, który dla przeciętnego człowieka może być po prostu niezrozumiały. Jeśli jakiś profesor zamiast podać argumenty, po prostu obrzuci kogoś epitetami będzie to miało dużo silniejszy oddźwięk. Dodatkowo stosowane są w mediach różne środki manipulacji i socjotechniki, jak np. ukazanie zdjęcia, na którym dany człowiek wypadł niekorzystnie albo wyrwanie jakiejś wypowiedzi z kontekstu. Dlatego człowiekowi, który rzeczywiście dąży do poznania prawdy jest bardzo trudno do niej dotrzeć.

Niniejszy temat można, by na pewno rozwijać jeszcze bardzo szeroko. Pozwolę go sobie zakończyć uwagą, o tym, by w ocenie informacji do nas docierających zachowywać daleko posuniętą ostrożność. Trzeba brać pod uwagę to, że osoby, które występują w mediach kierują się określonymi interesami. Musimy również uważać na nas samych. Przecież z reguły łatwiej nam uznać za prawdziwe informacje, które potwierdzają nasze własne zapatrywania i poglądy, dlatego w ocenie docierających do nas bodźców należy zachować dystans. Zbliżanie się do ostatecznej prawdy wymaga od nas poznania różnych punktów widzenia i dokładnej ich analizy. Tej ostatecznej prawdy jednak, według mnie (to tylko mój pogląd!), nigdy nie poznamy.

Antek

 

Czy jesteśmy swoimi myślami?

spotkanie 25 sierpnia 2015

Es sorprendente la naturaleza. Pero todavía más lo que es a veces nuestra interacción con ella, y muy especialmente en momentos cotidianas, y en los de mayor sencillez. ¿Quién no ha soplado un diente de león, y ha visto cómo se esparce en el aire? Estoy seguro de que a muchos nos ha maravillado esto de pequeños (y quizá no tan pequeños). Estas pequeñas maravillas o magia de la naturaleza, siempre despierta una gran curiosidad en nosotros, por el mundo en que vivimos, por la Creación, por la Naturaleza. Dedico esta foto a todos aquellos que viven de investigar y buscar de forma sana y con humilde sencillez, este precioso planeta donde vivimos. Nature is amazing. But it is even more, sometimes, our own interaction with it, and especially regarding daily and simple moments. Who hasn't blown a dandelion, and seen how its pieces fly into the air? I'm sure that this itself has surprised many of us, when being kids (and maybe not so kids!) These little wonders, or magic of nature, always creates a big curiosity in us, for the world in which we live, and for the Creatiion, for Nature. I dedicate this photograph to all those who make their living from investigating and searching in a healthy way and humble simplicity, this beautiful planet where we live in.

© CC BY-NC-ND 2010 Víctor Nuño

Czy jesteśmy swoimi myślami?

Rozpoczęliśmy od zdefiniowania pojęć „ja, jestem” i „myśl”. Okazało się to szczególnie trudne. Wszystko dlatego, że część uczestników spotkania pojmuje myśl jako proces czysto intelektualny, opisany językiem w formie ustrukturyzowanej bądź nie, a inni dodają, że myśl i myślenie to suma procesu: intelektualnego, emocjonalnego, impulsów instynktownych; zachodzących w nas. Doprowadziło to w dalszej części dyskusji do ciekawych dygresji na temat wolnej woli.

Tor dyskusji został wyznaczony przez wypowiedź uczestnika, który stwierdził, że mamy do czynienia z istotnym dualizmem przy obmyślaniu odpowiedzi na tytułowe pytanie.

„Z perspektywy ja można powiedzieć, że nie jestem swoimi myślami. Myśli są we mnie, jakby krążą w obrębie tego, co nazywam świadomością. Mam możliwość zdecydowania, czy myśli są moje czy nie. Natomiast, gdy ja jest definiowane przez osobę z zewnątrz, która zna osobę przedstawiającą pogląd, na bycie takiej osoby składają się właśnie jej myśli i czyny za nimi idące. Nie ma tutaj miejsca na decydowanie, które rzeczy wybrać, jako „należące” do osoby, a które odrzucić.”

Zatem w zależność od obserwatora i jego perspektywy można stwierdzić dwie różne, częściowo sprzeczne ze sobą rzeczy.

Skierowało to dyskusję w obszary kognitywistyki. No bo od czego zależy to, w jaki sposób myśli się w nas pojawiają? Rozmawialiśmy o eksperymentach:

  • Traktującym o procesie decyzyjnym, w wyniku którego stwierdzono, że decyzja pojawia się w podświadomości na ułamek sekundy zanim zostanie do niej przypisana emocja, następnie zostaje do niej dorobiona narracja i cały proces wydaje się nam spójny i „nasz”.
  • Przedstawiającym przypadki ludzi, którym w ramach terapii rozdzielono półkule mózgowe (przypadki ciężkich zaburzeń neurologicznych). Tacy ludzie funkcjonowali zupełnie normalnie do momentu gdy musieli podjąć dowolną decyzję – wtedy następował paraliż decyzyjny.

Zgodziliśmy się co do tego, że dla perspektywy „z zewnątrz” jesteśmy swoimi myślami, a raczej – dla innych ludzi, nie mamy innej możliwości niż tak właśnie się prezentować. Ale co z przeciwną stroną dualizmu w obliczu przytoczonych eksperymentów? Czy można powiedzieć, że cokolwiek jest nasze [myśli] jeśli proces ich powstawania nie jest w pełni zależny od woli?

Kolejno dyskutowaliśmy w oparciu o dwa sposoby patrzenia na przedmiot naszych rozważań:

  1. Umysł (szczególnie podświadomość) to „kocioł myśli” z których jedynie wybrane przenikają do naszej świadomości. Pod tym kątem ciężko stwierdzić, że jesteśmy swoimi myślami bo nie mamy kontroli ani nad myślami, które przenikną, ani nad procesem przenikania.
  2. Natomiast mamy zdolność nadawania znaczenia myślom, które są w umyśle świadomym. Przekuwając myśli w czyny, nad czym mamy władzę – stajemy się swoimi myślami.

Wspólnym był wniosek, że to, czy jesteśmy swoimi myślami zależy od naszej woli i perspektywy, a precyzując sprawę: od sposobu w jaki się z nimi asocjujemy. Mamy możliwość decydowania co jest nasze, a co nie; które rzeczy przyjmiemy za część nas (jak niektórzy traktują np. noszony strój).

Ze spotkania wychodziliśmy poruszeni tym, jak elastyczna może być ludzka perspektywa. Postrzeganie siebie i świata podlega subtelnym zmianom, które w efekcie zmieniają nasze opinie i czyny, a sam sposób dokonywania się owej zmiany jest jednocześnie subtelny, często po prostu przez nas niedostrzegany, ale potężny i w efekcie kształtujący nasze życie. Wygląda na to, że wielu uczestników chce dalej zgłębiać dość nową gałąź nauki – kognitywistykę, jak i teorię podejmowania decyzji. Obyśmy mieli okazję do kolejnych, ciekawych rozważań w takim właśnie tonie!

Ar.

Czym są i do czego prowadzą Droga Cnoty i Droga Zabawy?

spotkanie 11 sierpnia 2015

 

3326794804_b794f3b080_o

© CC BY-NC-ND 2009 Darren Tunnicliff

Czym są i do czego prowadzą Droga Cnoty i Droga Zabawy?

Przez Cnotę nie będziemy rozumieli katolickiego celibatu. Antynomia Cnoty i Zabawy jest odwieczna. Źródła pisane relacjonują ją od Epikurejczyków i Stoików, dalej Katolików i Protestantów, Lewicy i Prawicy, itd. Wcześniej też była.

Wbrew pozorom, kultywowanie Cnoty, oprócz wysiłku, może samo w sobie przynosić też przyjemność – czyli służyć Zabawie. Nie licząc skutków pośrednich. Tak więc, dla Stoików, Cnota – to sama przyjemność. Są też liczne ruchy ideowe, w których dobrowolnie kultywuje się cierpienie, co daje im radość (np. biczownicy, asceci). Ewolucyjnie – Zabawa młodych to trening sprawności, w tym wojennej. Cnota zaś, to doskonalenie siły – fizycznej i psychicznej – ma więc pośredni walor instrumentalny. Współcześnie, w komedii kryminalnej, nawet zamordowany dobrze się bawi! Sprawa nie jest więc prosta… Etymologicznie, Cnota – od łac. virtus „cnota; siła; męskość” z vir „mężczyzna” – pierwotnie określała męstwo, odwagę wojenną, wierność sprawie.

Rozważając pojęcie Zabawy, trzeba rozróżnić jej dwa, zasadniczo różne rodzaje:

a) Beztroska, nieodpowiedzialna – bez troski o własne jutro i innych – jak zachowanie wojsk w zdobytym mieście: z zagładą wszystkiego w zasięgu.

b) Odpowiedzialna – z pamięcią o własnym jutrze i innych – jak zachowanie antycznych Greków na sympozjonie: z winem, seksem, poezją, filozofią i muzyką. Można je roboczo nazwać odpowiednio – Swawolą i Rozrywką. Zatem:  Swawola to Hedonizm i Anomia; a Rozrywka – to Hedonizm i Odpowiedzialność. (Bez częstej konotacji Hedonizmu!)

Zaproponowano definicje:
Droga Cnoty – dobrowolny, świadomy wybór wysokich wymagań dla siebie, bez względu na własny dyskomfort chwili.

Droga Swawoli – dobrowolny, świadomy wybór wysokiego komfortu chwili dla siebie, bez względu na dyskomfort jutra lub innych istot (tj. bez wymagań wobec siebie).

Droga Rozrywki – dobrowolny, świadomy wybór wysokiego komfortu chwili dla siebie, z troską o dyskomfort jutra lub innych istot (tj. z wymaganiami wobec siebie).

Zatem Droga Cnoty i Droga Swawoli wykluczają się wzajemnie, a Droga Cnoty i Droga Rozrywki nie są w sprzeczności.

Historycznie (tj. z faktów) i analitycznie (tj. z dedukcji) okazuje się, że zarówno dla jednostek, społeczności, jak i państw, Droga Cnoty i Droga Swawoli prowadzą do własnych przeciwieństw. Cnota daje siłę, sprawczość, produktywność, więc daje kapitał (każdy – rozumu, wiedzy, kooperatywności, zasobów), więc ostatecznie oferuje możliwość Zabawy. Swawola je odbiera, więc ostatecznie odbiera możliwość Zabawy. Skazuje na wymuszoną (niechcianą) „Cnotę”! Nawet Rozrywka bez Cnoty, w dłuższej skali czasu, działa podobnie (patrz historia Afryki vs. Europy). Potwierdzają tę tezę geneza i historia Protestantyzmu i Kapitalizmu, a z drugiej Katolicyzmu i Socjalizmu.  Niemiec vs. Grecji, Korei Południowej vs. Korei Północnej i wielu innych. Interesujące, że wymuszona przez Zabawę, niechciana „Cnota”, może w końcu prowadzić do otrzeźwienia, więc wyboru prawdziwej Cnoty (np. Protestantyzm w Ameryce Południowej i Afryce). Natomiast Cnota, oferując możliwość Zabawy, może prowadzić do erozji tejże Cnoty (np. Hippies), lub do wyboru syntezy Cnoty i Rozrywki (np. starożytna Sophrosyne).

W syntezie Cnoty i Rozrywki, Cnotę warto wybrać ze względów estetycznych (dążenia do doskonałości), jak i pragmatycznych (j.w.). Rozrywkę zaś warto wybrać ze względów etycznych (prawa do szczęścia i do suwerenności), jak i pragmatycznych (higieny psychofizycznej). Interesujące, że liczne klasyczne, nowożytne, europejskie, kontynentalne ruchy ideowe, jak religie, Lewica i Prawica potępiają i penalizują taką syntezę. W Starożytności natomiast, Epikurejczycy i Stoicy, wychodząc z przeciwnej aksjomatyki aksjologicznej, dochodzili w praktyce do tejże syntezy! Ta synteza, z drugiej strony, jest bezpośrednim wnioskiem z trzech cennych współczesnych postaw ideowych – Racjonalizmu, Humanizmu i Liberalizmu.

Marian

Czym jest zaufanie i do czego jest nam potrzebne?

spotkanie 28 lipca 2015

image001-2

© CC BY-NC-ND 2015 michael

Czym jest zaufanie i do czego jest nam potrzebne?

Pojęcie Zaufania występuje w naszym obiegu kulturowym w powiązanych, trzech znaczeniach:

a) Podmiotowym Zaufania Kogoś do Kogoś;

b) Przedmiotowym Zaufania Kogoś do Czegoś;

c) Podmiotowo-Przedmiotowym – Zaufania Kogoś do Kogoś, ale traktowanego przedmiotowo.

W znaczeniu Przedmiotowym można mieć Zaufanie do koncepcji, hipotezy, teorii, modelu, doktryny, strategii, ideologii, światopoglądu, pieniądza, obligacji, itp. W znaczeniu Podmiotowo-Przedmiotowym można mieć Zaufanie do męża/żony, Adama Małysza, Lecha Wałęsy, księży, Państwa, Kościoła, Ludzkości, itp. Na Spotkaniu SC skupiliśmy się na rozważeniu pojęcia Zaufania w znaczeniu Podmiotowym.

Zaproponowano definicję:

Zaufanie w znaczeniu Podmiotowym  to subiektywne, przez Ufającego (Wierzyciela), oszacowanie prawdopodobieństwa dotrzymania Zobowiązania, złożonego przez Ufanego (Dłużnika). Użyte terminy: „Ufający” i „Ufany” mają podkreślić charakter stron podmiotów relacji Zobowiązania – czynnej i biernej. Terminów Wierzyciel i Dłużnik nie należy zawężać do sfery pieniężnej, chodzi o znaczenie ogólne, filozoficzne, zgodne np. z Kodeksem Cywilnym. Np. publiczne zobowiązanie męża, do miłości żony do grobowej deski, złożone na ślubie. Podkreślenia wymaga, że ta definicja nie precyzuje komu zostało złożone Zobowiązanie. Może ono być publiczne lub złożone osobie trzeciej, a i tak ocenia je Ufający.

Wszystkie wymienione kategorie Zaufania łączy to, że są oszacowaniami prawdopodobieństwa spełnienia Nadziei Ufającego pokładanej w Obiekcie jego ufności. Jak powiedziano, Obiekty mogą być różne, różne też mogą być źródła tej Nadziei – od twardego Zobowiązania Dłużnika, do wyobrażeń i afektów Ufającego, z powodów czysto mentalnych. Np. twórca hipotezy naukowej ma zwykle do niej zaufanie wielkie choć ograniczone, a wyznawca religii ma do niej zaufanie totalne.

Na Spotkaniu wskazano na pokrewieństwo pojęć Zaufanie i Wiara. Różnica polega na tym, że Zaufanie jest krytyczne – ciągle weryfikuje oszacowanie prawdopodobieństwa na podstawie dostępnych faktów. Natomiast Wiara jest bezkrytyczna – ślepa na fakty: „jeśli fakty są przeciwko nam, tym gorzej dla faktów!”.

Mechanizm formowania Zaufania do życiowych hipotez i bliźnich w stadzie mamy w prezencie od ewolucji darwinowskiej, jak wszystko co żywe, doskonalony od miliardów lat. Akt weryfikacji Zaufania zwykle ma jakiś koszt, ale trafne oszacowanie prawdopodobieństwa daje wielką przewagę nad konkurencją – redukuje potencjalne straty działania. Zwrócono uwagę, że cennym rozwojowo jest również weryfikowanie Zaufania wobec siebie samych, i własnych cech. Też – do jakości własnego myślenia. Brak Zaufania do innych to często projekcja braku Zaufania do siebie samego.

Podkreślono wielką społeczną wartość wysokiego poziomu wzajemnego zaufania między członkami społeczności. Oczywiście – uzasadnionego, trafnego zaufania. Redukuje to koszty transakcyjne wzajemnych interakcji, co zwielokrotnia produktywność tej społeczności we wszystkich sferach, w tym gospodarczej. Matematycznym modelem formowania Zaufania w społeczności jest gra Dylemat Więźnia. Przy jednokrotnej rozgrywce optymalną strategią jest zdrada. Przy wielokrotnej – jest kooperacja, wymuszona taktyką odwetu. Stąd – Zaufanie, wymuszone zewnętrznie (presją innych). Alternatywnie przez internalizację (uwewnętrznienie) jakiegoś prospołecznego systemu etycznego(moralności) można uzyskać ten sam efekt – kooperacji i Zaufania – wymuszony wewnętrznie. Ten wariant zapewnia nie tylko, jak poprzedni – niskie koszty transakcyjne, ale też – niższe koszty utrzymania systemu (służb publicznych i sumy kar). Jednokrotna rozgrywka zaczyna statystycznie dominować przy wzroście liczebności społeczności, jej atomizacji i rozluźnieniu relacji wzajemnych. To wyzwanie dla współczesnych państw!

 

Marian