Co to znaczy żyć własnym życiem?

spotkanie 24 marca 2015

żyć własnym życiem

© CC BY-NC-ND 2009 Frits Ahlefeldt-Laurvig

Co to znaczy żyć własnym życiem?

Często w naszych dyskusjach wygrywają poglądy prostsze i pozornie logiczne, kosztem poglądów subtelniejszych i rozumniejszych. Tak też było i tym razem. Początkowo dyskusję zdominował pogląd, że nie ma możliwości życia innego niż własnym życiem, więc życie własnym życiem nie znaczy nic szczególnego. Po prostu każdy ma jedno życie i żyje tylko tym jednym, własnym życiem.

Jednak to nie prawda, a w każdym razie nie cała prawda. Co to znaczy żyć czymś? Mówimy np. że całe miasto żyje przyjazdem ważnej osoby, cała ulica żyje jakimś wypadkiem, lub że ktoś żyje tylko przeszłością. Życie czymś oznacza bycie przez coś poruszonym, zaangażowanie w coś.

Oprócz życia czymś można żyć z czegoś (czyli zarabiać), żyć dzięki komuś (przyjacielowi czy innemu wybawcy) albo dzięki czemuś (np. lekom antydepresyjnym czy bożej opatrzności). Zatem życie czymś to nie całe życie, ale co najwyżej jakiś aspekt życia czy część życia, obok innych części czy aspektów.

Współczesny świat ma wiele sposobów na domaganie się naszego zaangażowania. Codziennie możemy nasłuchać się i naczytać o wojnach, morderstwach, chorobach i innych nieszczęściach ludzi czy waleni. Cały świat chce od nas życia sprawami świata. A wszystkie ważne sprawy świata to nie nasze własne życie.

Nie potrafimy żyć wszystkim tym, co domaga się naszej uwagi, współczucia, pomocy. Nie mamy na to dość siły i czasu. Nie mamy dość własnego życia na to wszystko. I nie mamy na to wszystko wpływu. A chcemy mieć wpływ na sprawy, którymi żyjemy. Świat nam trochę w tym pomaga, podsuwając sposoby naszego wpływania na sprawy świata. Możemy wysłać pieniądze na podane konto, wysłać smsa, dać lajka na fejsie, segregować odpady lub być konsumentem jajek tylko szczęśliwych kur.

Dziwimy się, że niektórych nie obchodzi to, czym my żyjemy. Bywa, że nazywamy tych innych bezdusznymi. Bo wydaje się nam, że trzeba nie mieć duszy, by nie być poruszonym tym, co nas porusza. Jednak musimy się chyba zgodzić, że każdy ma prawo nie być poruszonym wszystkim tym, co nas obchodzi do żywego.

Najważniejsze jednak wydaje się życie głównym nurtem naszego życia, czyli angażowanie się w sprawy własne i naszych najbliższych. Z drugiej strony pewna doza życia sprawami bezpośrednio nas nie dotyczącymi może sprawić, że nasze życie nie jest jałowe i nie kręci się wyłącznie w kółko.

Cykliczność wydaje się należeć do istoty życia, jednak nawet podtrzymanie tej cykliczności wymaga otwarcia na zewnętrzne wpływy, choćby wpływ księżyca. To otwarcie na zewnętrzną inspirację być może chroni nas przed śmiercią, a przynajmniej przed zamartwianiem się w kółko własnymi sprawami.

Cała sztuka wydaje się skrywać w odpowiednich proporcjach. A może chodzi o to, by tak pokierować nurtem naszego życia, by płynęło ono zarówno przez obszary, które nas do żywego angażują jak i przez obszary lenistwa i tumiwisizmu i jeszcze przez kilka innych, w tym obszary starych, dobrze znanych spraw, które dają nam wytchnienie w żegludze. Wiem, że te metafory troszeczkę szwankują, ale szwankowanie też należy do istoty życia.

Kr.